Świtało. Blade światło powoli sunęło nad
widnokrąg. Szedłem bez celu jakimś podmiejskim lasem, którego cisza jak
zwykle była dla mnie przytłaczająca. Lepsze byłyby nawet wrzaski
mordowanych zwierząt. Głowę trzymałem nisko spuszczoną, nos dzieliło od
ziemi zaledwie kilka centymetrów. Aby widzieć jednak to, co dzieje się
dookoła mnie, manewrowałem niezauważalnie moimi świecącymi w mroku
oczyma. Po kilku minutach szybkiego marszu dotarłem do pierwszych
zabudowań, ulic przemysłowych, aż w końcu tłocznego centrum
Westerplatte. Nagle poczułem silną potrzebę odpoczynku; w zasięgu wzroku
znajdował się zielony park. Przeszedłszy główną, prozaicznie zdobioną
bramę, przysiadłem pod jakimś rozgałęzionym drzewem. Wraz z kilkoma
oddechami opadło mnie wycieńczenie, tak jakby to one były jego sprawą.
Położyłem się na udeptanej trawie i zza lekko uchylonych, jednak dalej
czujnych powiek obserwowałem świat. Nienawidzę siedzieć bezczynnie.
Odzyskawszy część docelowych sił podniosłem się i sennym krokiem
podszedłem do marmurowej fontanny. Figurowały na niej dwie, idealnie
ciosane postacie – koń i lew; zastosowany został wyraźny kontrast, coś
na kształt wody i ognia. Przymknąłem oczy i nachyliłem się nad wzburzoną
taflą. Zamoczyłem pysk w świeżej, ziemnej wodzie, która delikatnie go
oplotła i uraczyła swoim orzeźwieniem. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że
ktoś za mną stoi. Bez pośpiechu odwróciłem się w stronę jegomościa i
obrzuciłem go pogardliwym spojrzeniem.
<Mike?>
<Mike?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz