-Powiedz, -kontynuowałam- po jaką stokrotkę za mną lazłeś?
-Ja?- próbował jakoś wybrnąć.- Nie, gdzie tam... tak tylko...
-Nie masz co robić, prawda?
Odpowiedzią był ptwierdzający uśmiech.
-Chciałam pobyć sama...- chciałam mu jakoś wytłumaczyć.- Nie każdy lubi towarzystwo, wścibskie pytania, ogólnie obecność drugiej osoby...
-...Przecież jesteśmy przyjaciółmi- Mike spojrzał na mnie zdziwiony.
-Jesteśmy. Pewnie...-westchnęłam ciężko.- Ale to nie znaczy, że musimy chodzić za sobą krok w krok, spędzać całego wolnego czasu razem i...
Przerwałam widząc zasmucony pysk Mike'a. Fakt, że powiedziałam kilka słów za dużo, ale skąd mogłam wiedzieć, że tak to przyjmie. Jak teraz z tego wybrnąć? Głupio przepraszać, milczeć jeszcze głupiej.
-Chodźmy nad rzekę!- uśmiechnęłam się do niego łagodnie.
Odwzajemnił uśmiech. Szliśmy w kierunku rzeki, gdy na myśl przyszedł mi cudowny plan: jak najszybciej znajdziemy któregoś z członków sfory, z którym Mike natychmiast złapie kontakt, a ja po cichu się ulotnię... Z dalszego planowania wyrwał mnie wesoły okrzyk:
-Cześć! Gdzie idziecie?
Owy przybysz spadł mi z nieba.
<Mike? Ktokolwiek? Pisać w komentarzach!>
Ja dokończę... :D
OdpowiedzUsuń